Krwawa Wigilia i jej sprawcy
Dzięki niedostępnemu, górskiemu położeniu stała się Ochotnica matecznikiem dla wyjątkowo aktywnej w rejonie Gorców partyzantki AK. Jednak miejscowej ludności przyszło zapłacić wyjątkowo wysoką cenę za swój patriotyzm i opór stawiany niemieckiemu okupantowi.
Preludium Zbliżały się Święta. Dnia 22 grudnia 1944 r. do Ochotnicy Dolnej przyjechali Niemcy i rozpoczęli masowy rabunek drobiu. Mieszkańcy wsi zaalarmowali kwaterujących nieopodal w osiedlu Młynne partyzantów radzieckich z oddziału płk Zołotara. Sowieci zaatakowali rabujących Niemców. W wyniku strzelaniny zginęło dwóch Rosjan oraz dwóch żołnierzy niemieckich, w tym Unterscharführer SS Bruno Koch. Następnego dnia duża grupa wojska wspierana przez składający się z Niemców i Ukraińców oddział Waffen SS z Krościenka i Szczawnicy, dokonuje krwawej akcji odwetowej. W sobotę 23 grudnia 1944 roku, w Wigilię Bożego Narodzenia (23 był dniem wigilijnym bowiem ówczesne przepisy kościelne nie pozwalały obchodzić Wigilii w niedzielę), hitlerowcy najechali wieś i w brutalnej pacyfikacji zamordowali 56 mieszkańców osiedli Brzeźnie, Bibiarze i Bąki, a 18 ciężko ranili. Oprawcy wpadali do domostw i mordowali przygotowujących się do Wigilii mieszkańców, do okien wrzucali granaty, a niemowlęta ciskali w ogień płonących budynków lub roztrzaskiwali o ściany budynków.
Wśród pomordowanych było 21 kobiet i 19 dzieci. Dodatkowo napastnicy spalili 50 gospodarstw, w tym remizę strażacką i Dom Ludowy.
Akcja odwetowa hitlerowców za zabicie SS-manów, w tym podoficera, była czymś oczywistym, z czego partyzanci sowieccy musieli sobie zdawać sprawę. Mimo to nie przeprowadzili oni żadnych działań mających na celu ochronę ludności cywilnej przed zemstą hitlerowców. Dlatego też ochotniczanie odpowiedzialnością za masakrę obwiniali w pewnej części również partyzantów radzieckich.
Sprawcy Skala oraz brutalność pacyfikacji z grudnia 1944 roku była wynikiem użycia przez okupanta specjalnej jednostki SS, skierowanej do regionu w celu stłumienia aktywności partyzanckiej. Jednostki tego rodzaju wyróżniały się bezwzględnością i okrucieństwem, szczególnie złą sławą cieszyły się te, które formowano z kryminalistów, skazańców i wyrzutków społecznych, którym dano „ostatnią szansę” w postaci rehabilitacji na polu walki.
Pomysł wykorzystania dawnych przestępców w działaniach pacyfikacyjnych na zajętych przez Niemców terenach zrealizowano po raz pierwszy w 1940 r. powołując do życia oddział specjalny (Sonderkommando) pod dowództwem Oskara Dirlewangera. Oddział ten był wykorzystywany m.in. do tłumienia Powstania Warszawskiego, gdzie wykazał się wyjątkowym barbarzyństwem i okrucieństwem będąc odpowiedzialnym za najokropniejsze zbrodnie na ludności cywilnej.
Kiedy w połowie 1944 r. wzmożoną działalnością partyzancką objęty został także dystrykt krakowski GG, Wyższy Dowódca SS i Policji Wilhelm Koppe wydał rozkaz powołania do życia jednostki specjalnego przeznaczenia złożonej z przebywających w areszcie na terenie więzienia przy ul. Montelupich członków Waffen-SS i policji. Miała to być tzw. karna kompania, której żołnierze wysyłani mieli być na najtrudniejsze odcinki walk, aby tam „odkupić” swoje dotychczasowe przewinienia. Ustalono też, że zostanie ona zbudowana w formie oddziału Jagdkommando – nielicznej, ale zdolnej do szybkiego działania grupy pościgowej w sile kompanii, a jej podstawowym zadaniem będzie „walka z bandami”, a więc zwalczanie działających na terenie dystryktu oddziałów partyzanckich.
Jagdkommando Matingena Spośród wytypowanych przez Sąd SS i Policji w Krakowie 250 skazańców, do tworzącej się jednostki wcielono ok. 60–70 osób. W większości byli to esesmani z 3. Dywizji Pancernej SS „Totenkopf” oraz 4. Dywizji Grenadierów Pancernych SS „Polizei”. Ażeby uzupełnić stan osobowy w skład kompanii włączono przebywających na terenie Krakowa „rozbitków” z różnych jednostek Waffen-SS, a także volksdeutschów z Polski i Rosji oraz Ukraińców pracujących dotychczas w placówkach SS i policji na terenie GG. Jak relacjonował jeden ze świadków: Oddział ten składał się z osób różnych narodowości. O tym wiem stąd, że rozmawiałem z jednym Niemcem, pochodzącym z powyższego oddziału. Ten mówił, że im powiedziano, że albo obóz koncentracyjny, albo pójście na front, ponieważ mieli na swoim sumieniu różne przestępstwa.
Dowódcą kompanii został SS-Untersturmführer (podporucznik) Albrecht C. Matingen.Po zakończeniu formowania Jagdkommando liczyło ok. 180 żołnierzy. Od połowy sierpnia 1944 r. podwładni Matingena uczestniczyli m.in. w walkach z polskim podziemiem niepodległościowym na terenie Małopolski, a w szczególności w Beskidach. Odpowiadali m.in. za krwawe pacyfikacje Porąbki i Skrzydlnej oraz najprawdopodobniej Gruszowca. Mieli też brać udział w tłumieniu Powstania Słowackiego.
„Krwawa wigilia” W pierwszych dniach listopada 1944 r. kompania znalazła się w Krościenku nad Dunajcem. Zapamiętała to Wanda Koterba: Pamiętam, że jesienią 1944 r. szkołę zajęła jednostka SS. Wówczas Zarząd Gminny polecił mi odstąpić część mieszkania na biura tej jednostki. Opróżniłam trzy niewielkie pomieszczenia, sama zaś zamieszkałam w pokoju z kuchnią. Mówiono, że to jest jednostka karna i że jej dowódca nazywa się Matingen. Był to wysoki mężczyzna, w wieku ok. 30 lat. Nieraz widziałam, jak ćwiczył podległą mu jednostkę na ulicy przed szkołą. Wydawał bardzo ostre rozkazy i podlegli musieli nieraz kłaść się w błoto. Matingen wtedy stał z pejczem w ręku i głośno krzyczał
Matingen pozostawiał swoim podwładnym wiele swobody, przymykając oko na ich różnorodne wybryki. Już w pierwszych dniach pobytu w Krościenku esesmani podpalili strzałami z ustawionego przy moście na Dunajcu działka chłopską stodołę. Z kolei 28 listopada udali się na patrol do Ochotnicy, gdzie zdemontowali i wywieźli elektrownię wodną, zabijając uciekających przed nimi górali – Ludwika Warmuza (żołnierza AK o ps. „Ptaszek”) oraz Wojciecha Błachuta. Dzień później, 29 listopada, również za sprawą wystrzeliwanych przez esesmanów pocisków zapalających spłonęły trzy góralskie obejścia.
22 grudnia 1944 r. licząca ok. 20 osób grupa esesmanów ponownie trafiła do Ochotnicy, gdzie zamierzała dokonać rabunku żywności na święta. W tym samym czasie kwaterował tam kilkunastoosobowy oddział partyzantów sowieckich. Zaalarmowani przez miejscowych górali Sowieci postanowili zaatakować Niemców. Wywiązała się chaotyczna strzelanina między zaskoczonymi esesmanami, a częściowo pijanymi partyzantami sowieckimi. W jej wyniku zginęło dwóch Sowietów oraz dwóch Niemców. Uciekając z Ochotnicy esesmani (było wśród nich kilku rannych) zatrzymali się w Tylmanowej, gdzie zastrzelili jednego mężczyznę, a wieczorem przeprowadzili pacyfikację osiedla Rzeka Tylmanowska, podczas której zastrzelili kolejne 10 osób. Dzień później, 23 grudnia 1944 r., grupa ok. 200 Niemców dowodzonych bezpośrednio przez Matingena dokonała pacyfikacji Ochotnicy Dolnej. Zginęło wówczas 50 mieszkańców wsi (przede wszystkim osoby starsze, kobiety i dzieci), spaleniu uległo też wiele zabudowań. Ci co przeżyli, wydarzenie to nazwali „krwawą wigilią”. W oficjalnych raportach Niemcy odnotowali: […] potyczka ogniowa jednostki SS z silną bandą sowiecką. Zastrzelono ok. 70 bandytów.
Bezkarni Jeszcze w styczniu 1945 r. jednostka Matingena siała na Podhalu strach. Jak zanotował ks. Bronisław Krzan z Kroscienka: Wychodząc z kościoła w Nowy Rok 1945 ludzie ujrzeli wiszący na tablicy przed mostem, strzęp ciała ludzkiego. W ustach nieszczęśnika tkwił papieros, w kieszeni podartej bluzy pusta flaszka z bimbru, a na piersiach kartka z napisem: „Tak zginie każdy bandyta polski”. Po opuszczeniu Podhala kompania walczyła jeszcze w rejonie Wadowic, a następnie część jej żołnierzy znalazła się na Morawach. Tam sformowano z nich oraz z innych rozbitków nowy oddział do działań przeciwpartyzanckich. W ramach tej formacji grupa działała od lutego do kwietnia 1945 r., a następnie brała udział w walkach frontowych. W końcowym okresie wojny resztki grupy broniły Brna i zostały rozbite między 18 a 26 kwietnia 1945 r. przez jednostki Armii Czerwonej.
Pomimo wielu prób żaden z żołnierzy karnej kompanii Matingena nie został nigdy osądzony za morderstwa, jakich jednostka dopuściła się na terenie Polski. Sam jej dowódca, Albrecht C. Matingen, mieszkał po wojnie w Niemczech Zachodnich udzielając się w tamtejszych środowiskach kombatanckich. Zmarł 23 października 1974 r. jako szanowany obywatel. Bez piętna zbrodniarza wojennego…
Po wojnie, dla upamiętnienia ofiar Krwawej Wigilii w Ochotnicy Dolnej stanął refleksyjny pomnik, przedstawiający upadłą po ugodzeniu niemieckimi kulami Marię Kawalec, która uciekała przed oprawcami w stronę lasu, tuląc do piersi maleńkie dzieciątko.
Ślady samej pacyfikacji są do dziś widoczne – znaleźć je można m.in. przy niebieskim szlaku w Młynnem.
Bohaterstwo i poświęcenie wsi zostało po latach docenione, o czym świadczy nadanie Ochotnicy Krzyża Grunwaldu III Klasy dnia 2 października 1973 r. za „wkład do walki z okupantem hitlerowskim”
Wykorzystano fragmenty artykułu „Nie tylko Dirlewanger” Dawid Golik, Dziennik Polski z dnia 14 października 2011 r. Zamieszczono za zgodą Autora