Most kamienny na potoku Bartosówka
Niezwykły zabytek inżynierii
Most na potoku Bartosówka (który tu właśnie zmienia swoją nazwę na potok Ochotnica) jest jednym z najbardziej niezwykłych zabytków inżynierii drogowej w Małopolsce. Powstał ok. 1911 roku, na górskiej drodze strategicznej Harklowa – Knurów – Ochotnica, wybudowanej przez służby inżynieryjne armii austrowęgierskiej w ramach systemu dróg wojskowych dawnej Galicji Zachodniej.
Jest to łukowy most kamienny, na którym droga nie tylko zakręca, ale i wznosi się. Mimo niewielkiej rozpiętości, most zbudowany jest nadzwyczaj solidnie. Jest czymś nietypowym w Dolinie Ochotnicy, gdzie i dziś spotkać można proste, jednoprzęsłowe mosty drewniane. W porównaniu z takimi mostami – ma wielokrotnie większą nośność. Przypomina bardziej most kolejowy lub… wiadukty na drogach fortecznych, wznoszone przez Austro-Węgry w strategicznych twierdzach pierścieniowych w Krakowie i w Przemyślu.
Aż chce się zadać pytanie: w jakim celu postawiono tu aż tak solidną budowlę? Przecież nawet najcięższe wozy amunicyjne armii austro-węgierskiej nie przekraczały ciężaru 2 ton, zaprzęgi artyleryjskie – to najwyżej 5 ton, zaś podręczniki inżynierskie z tego czasu preferowały znacznie lżejsze, kratowe mosty drewniane, które i tak wytrzymywały wojskowe transporty!
Można przypuszczać, iż drogę, a więc i most, projektowano perspektywicznie, licząc się ze zwiększeniem ciężaru pojazdów. Drogę kończono po 1910 roku. W tym czasie weszła do użytku jedna z najbardziej niezwykłych broni początku XX wieku, dzięki której monarchia austro-węgierska wyprzedziła (na krótko, co prawda) wszystkie światowe mocarstwa. Być może rok 1911, data wprowadzenia najcięższego moździerza o kalibrze 305 mm, skonstruowanego w zakładach Emila Škody w czeskim Pilźnie i lata budowy Drogi Knurowskiej nie są zbieżne przypadkowo?
Moździerz M.11 narodził się w nietypowych, jak na standardy Austro-Węgier, warunkach. Monarcha austrowęgrierska, wbrew obiegowym opiniom, była państwem praworządnym, zaś wszelkie wydatki zbrojeniowe musiały być zatwierdzane przez parlament. Jeden raz, obawiając się sprzeciwu posłów, zatajono środki na badania i rozwój nowego działa. O próbach wielkiego moździerza wiedział tylko dwór cesarski, zaś gorącymi rzecznikami budowy nowej broni byli szef sztabu – Franz Conrad von Hőtzendorf oraz gen. Moritz Auffenberg. Tak, kosztem złamania prawa, narodził się 30,5 – centymetrowy moździerz M. 11. Mógł on raz na 4 minuty wysyłać na dystans do 11 300 m pociski, które, w zależności od przeznaczenia, ważyły od 287 do 382 kg.
Opuszczały one lufę z prędkością 400 m/s, wzbijały się stromym lotem na wysokość wielu kilometrów i spadając niemal pionowo, były w stanie przebić betonowe stropy fortyfikacji o grubości ponad 2 metrów, lub wybić w ziemi lej o kubaturze zbliżonej do… domku jednorodzinnego. Potworne działo ważyło jednak 20 830 kg, zaś przemieszczenie tak wielkiego ciężaru przy ówczesnym stanie dróg wydawało się w ogóle niemożliwe. Działo było jednak demontowane i przystosowane do transportu za pomocą kolejnego niezwykłego wynalazku. Był nim wielki ciągnik kołowy Daimler M.12 konstrukcji Ferdynanda Porsche’a. Ciągniki, nazywane nieoficjalnie „Mastodontami”, robiły wielkie wrażenie, gdziekolwiek się pojawiły. Holowały one z prędkością marszową 7 km/h rozłożone na trzy części moździerze, które stosunkowo łatwo można było zmontować w przeciągu ok. 3 godzin, niemal w dowolnym miejscu. I to właśnie przesądzało o unikatowości produktu z zakładów Škody. Na świecie istniało kilka podobnych, wielkich dział, lecz żadne z nich nie mogło tak łatwo poruszać się w terenie.
Każda z jednostek marszowych moździerza (a więc jego element spoczywający na przyczepie, holowanej przez ciągnik) ważyć musiała co najmniej 15 ton. To właśnie może wyjaśniać niezwykle solidną konstrukcję mostu na Bartosówce oraz równie solidną (niegdyś) kamienną nawierzchnię na Drodze Knurowskiej. Podobne parametry musiał mieć wtedy także most na Dunajcu w Knurowie (przed wielu laty jeden z najpotężniejszych mostów drewnianych na Podhalu). Jak wyglądały przed 90 laty mosty w Dolinie Ochotnicy, nie wiadomo. Wiadomo jednak, iż w roku 1939 przejechały tędy bez przeszkód oddziały słowackiego 4 pułku 1 Dywizji Piechoty oraz pododdziały zmotoryzowane z niemieckiej 2 Dywizji Górskiej, wraz ze sprzętem. Na nieszczęście dla polskich obrońców pozycji umocnionych w Tylmanowej i Ochotnicy Dolnej – droga i mosty były jeszcze w bardzo dobrym stanie.
Kilka lat później wycofujący się z Ochotnicy Niemcy wysadzali za sobą wszystkie możliwe przeprawy przez rzekę, aby jak najbardziej opóźnić postępy wojsk sowieckich. Również most na Bartosówce przeznaczony został do zniszczenia. Grupa niemieckich saperów przeznaczona do tego zadania poruszała się ciężarówką w górę Ochotnicy wysadzając za sobą kolejne mosty. Gdy jednak saperzy dotarli do mostu na Bartosówce spotkała ich niemiła niespodzianka. Most okazał się być o wiele solidniejszy i masywniejszy od wszystkich pozostałych, drewnianych mostów ochotnickich, do jego zniszczenia potrzeba było o wiele więcej materiałów wybuchowych niż zakładano. Jednak było to ostatni most we wsi przeznaczony do wysadzenia i saperzy po prostu nie przygotowali wystarczającej ilości materiałów wybuchowych by móc go zniszczyć. Most zostawiono, dzięki czemu ocalał i można go podziwiać do dziś*
Na podstawie opracowania K. Wielgusa. Zamieszczono za zgodą Autora * Na podstawie relacji mieszkańców os. Ustrzyk – naocznych świadków wysadzania mostów.