Marsz „wyzwolicieli”
Wkroczenie Armii Czerwonej do Ochotnicy
W tym roku (2010 – przyp. W.M.) mija 65. rocznica zakończenia II wojny światowej. Dla wielu obywateli polskich nie zakończyła się ona jednak wraz z rokiem 1945. Ze wschodu przyszło wyzwolenie od niemieckiego nazizmu, od krwawych pacyfikacji i przymusowych kontyngentów, jednak zaraz po nim na sowieckich bagnetach zaczęto wprowadzać w Polsce komunizm. Początkową radość z odzyskania niepodległości szybko zastąpiły obawy o przyszłość Ojczyzny. Jak miało się okazać Polska pomimo „zwycięstwa nad faszyzmem” utraciła swoją suwerenność na kolejne 44 lata.
„Wyzwolenie” Małopolski nastąpiło w styczniu 1945 r. Pierwsze oddziały frontowe Armii Czerwonej, (należące do 107 korpusu 1 armii gwardyjskiej IV Frontu Ukraińskiego pod dowództwem D. Gordiejewa – W.M.), pojawiły się w Ochotnicy 25 stycznia 1945 r. Wspomina o tym w swoich powojennych zapiskach Leon Stanisław Leszczyński: Ostrożnie wjeżdża do Ochotnicy patrol radziecki na koniach, a wkrótce potem – oddziały regularnego wojska z ofensywy zimowej. Idą żołnierze różnie ubrani, jakby z wielu oddziałów pozbierani, są w mundurach, kożuchach baranich i płaszczach. Widać wśród nich młodych i starych, a nawet uzbrojone kobiety. Ciągnie za nimi tabor wozów. Niemcy nie stawiali żadnego oporu na terenie wsi, tak więc przemarsz wojsk sowieckich przebiegał spokojnie. Mieszkańcy wspominają o wziętej do niewoli na terenie Ochotnicy grupie „własowców” (obywateli rosyjskich w służbie niemieckiej), brak jest jednak bliższych informacji na ten temat.
Przez kolejne dni oddziały frontowe przechodziły wzdłuż głównej drogi ochotnickiej, kierując się na Przełęcz Knurowską (według relacji części mieszkańców oddział Niemców przez krótki czas ostrzeliwał się z rejonu przełęczy – przyp. W. M.). W wielu domach zakwaterowali czerwonoarmiści, urządzono także kuchnie polowe. Warto zauważyć, że żołnierze zachowywali się we wsi stosunkowo dobrze – nie dochodziło do tak częstych na trasie przemarszu Armii Czerwonej kradzieży i gwałtów na miejscowej ludności (w miejscowościach leżących w bezpośrednim sąsiedztwie Ochotnicy, m.in. w Łącku, Tylmanowej oraz Łąkcicy, zachowanie Rosjan pozostawiało już wiele do życzenia). Może miało na to wpływ wrażenie, jakie na żołnierzach robiły zgliszcza zabudowań na tzw. Rzece Tylmanowskiej i w Ochotnicy Dolnej, przypominające o krwawej pacyfikacji z grudnia 1944 r. Niemniej jednak czerwonoarmistów trzeba było wyżywić i utrzymać w okresie ich przemarszu przez wieś. Z reguły nie zostawiali oni żadnych pokwitowań rekwizycji – jedynym wyjątkiem był przechodzący w pierwszej połowie marca oddział wojskowy Nr 7/3007-11202, który pozostawił tzw. nariady (tak określano kwity rekwizycyjne) na zabrane 1950 kg mięsa, 2912 kg owsa dla koni, a także 1700 kg siana i 500 kg słomy.
Niestety liczba produktów rolnych zabranych przez Sowietów bez żadnego pokwitowania była znacznie większa. Jak szacowali ówcześni pracownicy samorządowi gromady Ochotnica czerwonoarmiści zarekwirowali w ten sposób na swoje potrzeby 26 koni, 15 krów, 35 jałówek, 35 świń, 291 owiec, 689 kur, 133 gęsi, 20 kaczek i 10 królików. Do tego dochodziło 56145 kg ziemniaków, 4890 kg żyta, 450 kg pszenicy, 19105 kg jęczmienia, 28717 kg owsa, 646 kg grochu, 665 kg kapusty, 233 kg lnu, 34745 kg słomy i 62960 kg siana. Ponadto ochotniczanie musieli niejednokrotnie zapewniać żołnierzom furmanki, którymi wieźli ich często aż nad linię walk na Orawie, w rejon Jabłonki i Chyżnego.
Frontowe oddziały Armii Czerwonej opuściły Ochotnicę na przełomie stycznia i lutego 1945 r. Zaraz za nimi pojawiły się grupy NKWD, które poszukiwały ukrywających się na terenie Ochotnicy partyzantów AK. Sprawdziły się obawy wyrażane m.in. przez mjr. Adama Stabrawę „Borowego”, dowódcę 1. pułku strzelców podhalańskich AK, że po przejściu frontu polskie podziemie będzie likwidowane przez Sowietów. W Gorce wróciło również zgrupowanie partyzanckie ppłk. Iwana Zołotara, szukając polskich partyzantów w rejonie Lubomierza i Kamienicy. Kwatery 1. PSP AK były jednak puste. Skłoniło to Zołotara do powrotu w rejon Nowego Sącza i rozformowania zgrupowania 1 lutego 1945 r.
Jednym z efektów pracy NKWD w Ochotnicy Górnej było pochwycenie 2 lutego 1945 r. strzelca Zbigniewa Faix-Dąbrowskiego „Bohuna”, pisarza z oddziału kpt. Juliana Zapały „Lamparta”, który właśnie opuszczał partyzancki obóz na Kurnytowej Polanie. Został on doprowadzony do opuszczonej szkoły w centrum Ochotnicy Górnej, gdzie dotkliwie go pobito. Poczułem silne ciosy kolbami, – pisał po latach – odwróciłem się na plecy krzycząc z całych sił w płucach „ratunku” w tej chwili któryś z żołdaków zerwał mi gwałtownie szalik i wtłoczył go w moje, rozwarte krzykiem, usta. […] rozebrali mnie do naga, byłem przytomny, spod przymrużonych powiek widziałem jak każdą część mego ubrania szczegółowo przeglądali i obmacywali, znalazłszy pudełko papierosów „Egipskich” które otrzymałem od „Lamparta” obracali na wszystkie strony zajrzeli nawet pod wyścielającą dno bibułkę. Ostatecznie „Bohuna” przetransportowano do Nowego Targu, gdzie przez miesiąc był przesłuchiwany. Zwolniono go dopiero 9 marca 1945 r. z zastrzeżeniem, że ma meldować o napotkanych oficerach AK, których znał z okresu okupacji niemieckiej. Nie miał on jednak zamiaru dotrzymać warunków tej umowy i bardzo szybko zaczął się ukrywać.
Wojska NKWD pacyfikowały teren Podhala aż do lata 1945 r. prowadząc obławy zarówno na żołnierzy AK, jak i na partyzantów tworzonego na nowo oddziału „Ognia”. Z czasem ich rolę przejmowały złożone z Polaków jednostki Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) oraz funkcjonariusze UB i MO.
Źródło: kwartalnik „Ochotnica” nr 18/2010 (V 2010) Dziękuję Autorowi za zgodę na publikację artykułu