Cmentarz samobójców
Leśne miejsce pochówku na Kotelnicy
Od dawien dawna zwłoki ludzi, którzy targnęli się na swoje życie, nie były grzebane na cmentarzach parafialnych, czyli w tzw. „poświęconej ziemi”. Samobójstwo było uważane za coś wstydliwego, godnego potępienia i pogardy, stąd było nie do pomyślenia by zwłoki samobójców były chowane w tym samym miejscu, co zwłoki innych członków danej społeczności.
We wsiach południowej Małopolski samobójców chowano daleko poza zabudowaniami, w odosobnionych miejscach położonych na rozstajach dróg bądź w lasach. W górach często wybierano miejsca, w których spotykały się granice trzech wsi. Takie miejsce musiało być stosunkowo mało uczęszczane, jednak na tyle dostępne by można do niego dowieźć zwłoki. Do transportu używano zwykle prostych, dwukołowych wózków, które po przewiezieniu zwłok porzucano na miejscu. Czasem używano także starych, zużytych wozów drewnianych. Poszczególnych mogił oraz samego cmentarza w żaden sposób nie oznaczano, zwłoki okładano kamieniami i zasypywano ziemią.
Miejscowa ludność starała się unikać tych miejsc nawet za dnia.
W Ochotnicy samobójców chowano na samym szczycie Kotelnicy, przy kępie drzew położonej nieopodal istniejącej tam wówczas dużej polany. Zbiegają się tutaj granice Ochotnicy, Szlembarku i Huby. Obecnie miejsce to jest zupełnie zarośnięte, jednak jeszcze w latach 60-tych XX wieku znajdowały się tam obszerne, śródleśne polany wypasowe, ciągnące się od samej Kotelnicy poprzez położony nieco dalej Runek i dalej aż po Maniowy.
Właściciele pastwisk położonych w sąsiedztwie miejsca pochówku nazywali te pastwiska „Ku wisielcom”.
Wiadomo, że zwłoki wożono na drewnianych, dwukołowych wózkach, które później pozostawiano na miejscu by zgniły. Podobno zdarzyło się raz, że młodzi chłopcy pasący owce bawili się pozostawionym wózkiem zjeżdżając na nim w dół, do potoku. Po zabawie wózek porzucili na dole. Gdy wracali na pastwiska, to jednego z nich nagle „cosi prasło w kufę, choć nikoguśko obok ni było. Ale to cosik duchowego było”. Chłopcy odwieźli wózek na miejsce i więcej nie używali go do zabawy.
W 1940 roku Niemcy wznosili w Gorcach wieże triangulacyjne, potrzebne do opracowania map. Jedną z nich przewidziano własnie na Kotelnicy. Wiadomo, że chłopi ze Szlembarku, wyznaczeni przez Niemców do przygotowania materiału i prac budowlanych, w trakcie wykopywania dołów pod fundamenty natknęli się na ludzkie kości. Wieża zawaliła się w latach 50-tych XX wieku.
Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, jak długo grzebano tu zwłoki oraz jak wiele ciał zostało w tym miejscu pochowanych. Z relacji najstarszych mieszkańców Ochotnicy (tj. osób urodzonych najpóźniej w latach 20-tych XX wieku) wynika, że za ich pamięci miejsce nie było już używane, jednak ich rodzice mieli pamiętać pochówki. Zważywszy też, że w innych znanych tego typu miejscach (np. na tzw. „cmentarzu potępionych” pod Dzwonówką w Krościenku) zaprzestano pochówków pod koniec XIX wieku można z grubsza przyjąć, że ostatnie pochówki miały tutaj miejsce najpóźniej na przełomie XIX i XX wieku. Chowano tutaj samobójców ze Szlembarku, Huby i Ochotnicy. Jednak najprawdopodobniej dotyczyło to wyłącznie mieszkańców Ochotnicy Górnej. Wiadomo bowiem, że w Ochotnicy grzebano także samobójców po zewnętrznej stronie cmentarnego muru oraz w innym miejscu, którego jak na razie nie udało mi się ustalić.
Nie wiadomo, jak wiele osób mogło zostać w tym miejscu pochowanych. W relacjach niektórych osób pojawia się informacja, że pod Kotelnicą chowano nie tylko samobójców, ale również ofiary zaraz i pomorów (w masowych grobach). Epidemie niejednokrotnie nawiedzały mieszkańców wsi, szczególnie żniwo zebrały np. szalejące w całym regionie w latach 40-tych XIX wieku nawracające epidemie cholery i tyfusu, dodatkowo potęgowane klęską nieurodzaju i głodem. Były to straszne zarazy, zabierające nawet połowę mieszkańców wsi. Ciała osób zmarłych w wyniku „grasującego powietrza” ze względów sanitarnych grzebano poza cmentarzem parafialnym, najczęściej na obrzeżach wsi lub właśnie w lasach. Zważywszy, że chowano tutaj samobójców z trzech wsi, pod szczytem Kotelnicy spoczywać mogą prochy nawet kilkudziesięciu osób.
Miejsce dawnego pochówku samobójców oraz być może ofiar zaraz znajduje się przy czerwonym szlaku, ok. 15 minut marszu od Studzionek, na samym szczycie Kotelnicy i nieco poniżej niego. Przechodzący tędy turyści nie mają pojęcia, że stąpają po prochach wielu ludzi.
Przy okazji warto wspomnieć, że nazwa Kotelnica oraz nazwy pobliskich szczytów są pochodzenia wołoskiego. Kotelnica pochodzi od określenia miejsca ‚kocenia się‚ owiec. Miejsc o takiej nazwie jest zresztą w Gorcach kilka. W najbliższym sąsiedztwie Kotelnicy znajdują się trzy wzniesienia o nazwie Runek – Runek, Pański Runek oraz Runek Hubieński. Ta nazwa pochodzi od wołoskiego słowa ‚runc‚ oznaczającego polanę wypasową. I rzeczywiście – jeszcze w latach 60-tych znajdowały się tutaj polany wypasowe i łąki. Dopiero w przeciągu ostatniego półwiecza pastwiska porzucono, i wkrótce zupełnie porosły lasem.
Niestety nie jest to sytuacja odosobniona. W Ochotnicy coraz częściej porzucane są polany oraz wyżej położone pastwiska. Nie uprawiane szybko zarastają przez co zatraca się niepowtarzalny, wołoski krajobraz Ochotnicy.
Wojciech Mulet