O Góralszczyźnie, postępie i przemijaniu
Ochotnica to miejsce niezwykłe. Za każdym razem gdy tylko udaje mi się tutaj zawitać i gdy spaceruję sobie drogą wzdłuż ochotnickiego potoku podziwiając gorczańskie widoki, ogarnia mnie swego rodzaju zaduma. Przyglądam się wsi, jej mieszkańcom, nowo powstającym domom i zastanawiam się czy to wszystko musi tak być. Ale zacznijmy od początku. Ochotnica od początku swego istnienia, przez wieki, leżała na pograniczu wielu kultur czerpiąc z nich pełnymi garściami. W efekcie powstał jedyny w swoim rodzaju twór, unikat, w którym nałożyły się jak przez kalkę i do dziś zachowały wpływy przeróżnych grup narodowościowych. Silne piętno na charakterze Ochotnicy odcisnęli bałkańscy pasterze Wołosi, którzy wraz ze swymi stadami owiec i kóz zawędrowali na ziemie polskie w drugiej połowie XIV w. Część z nich na stałe osiadła w Ochotnicy by wnieść w jej kulturę swe obyczaje i język. Ich wpływy są zauważalne do dziś – słychać je w gwarze ochotnickiej, w nazwiskach, w nazwach lokalnych miejsc a do niedawna widać też było w ochotnickiej architekturze. Jednakże najwymowniejszą pamiątką po Wołochach są sami Ochotniczanie. Często jest tu spotykany bałkański typ urody – krępi, śniadzi ludzie o czarnych włosach i ciemnych oczach. Również sąsiedztwo rusińskich Hucułów wzbogaciło kulturę wsi. Ich wpływy widoczne są głównie w strojach i zdobnictwie (szczególnie w Ochotnicy Dolnej) – tradycyjne tutejsze parzenice w niewielkim stopniu przypominają te podhalańskie. Ich delikatny, zielono-czerwony wzór bliższy jest raczej wzornictwu górali Beskidu Sądeckiego, czy nawet motywom huculskim. Jest więc dzisiejsza Ochotnica miejscem, gdzie w rodzimą kulturę polskich górali na stałe wtopiły się inne, tworząc jedyną w swym rodzaju mieszankę o licznych cechach indywidualnych, charakterystycznych tylko dla niej i nigdzie poza nią nie spotykanych.
Niestety, ów indywidualny i niepowtarzalny charakter Ochotnicy powoli zanika. Młodzież coraz mniej chętnie posługuje się gwarą, gaśnie tradycja, zapominane są dawne obyczaje. Ginie też regionalna architektura, owo niepowtarzalne nigdzie indziej góralskie budownictwo. To przykre lecz z krajobrazu Ochotnicy w zastraszającym tempie znikają tutejsze, góralskie chałupy. Wypierane są przez nowe domy które, niestety, często niewiele mają wspólnego z lokalnym, wypracowanym przez stulecia, stylem. Wieś traci przez to swój unikatowy charakter, który tak dzielnie zachowywała przez stulecia. Powstające nowe domy wyglądają zupełnie tak samo jak gdzie indziej. Takie same jak za Dunajcem, takie same jak na Spiszu czy Orawie. Dokładnie takie same jak wszędzie. Zanika ochotnicka indywidualność, a jeśli dalej tak pójdzie stanie się Ochotnica po prostu jeszcze jedną wsią na Podhalu, niczym się od innych nie wyróżniającą. Dokładnie taką samą jak inne. Czy tak musi być? Czy na pewno tego chcemy ? A gdzie odwieczna, ochotnicką indywidualność?
Na naszych oczach (i przy naszym własnym udziale) zanika tworzona przez pokolenia, wielowiekowa i niepowtarzalna kultura, wyróżniająca górali ochotnickich na tle innych. Zanika a wkrótce zupełnie może zniknąć. I to niestety na zawsze. Dlaczego ? Ano Panie – trzeba iść z postępem. Postęp. To prawda, za postępem podążać trzeba. Ale czy ów postęp musi oznaczać zarzucenie własnej tradycji i skupieniu się tylko na tym co nowe i, co tu dużo kryć, nie zawsze dobre ? Niekoniecznie. Spójrzmy na zamożne kraje Europy Zachodniej, bogatsze od nas i lepiej rozwinięte. Okazuje się, że wyjątkowo się tam ceni regionalizm i lokalną indywidualność. Widać to choćby po regionach alpejskich – tamtejsi górale dawno już się przekonali, że na regionalizmie można nawet nieźle zarobić. Nocleg w starej chałupie potrafi kosztować tam dwa razy więcej niż w nowej przy czym stary oznacza tu najwyżej przedwojenny. A w Ochotnicy wiele jest takich chałup. Wciąż jeszcze wiele. Co więcej – okazuje się iż w Europie w chwili obecnej powrót do tradycjonalizmu staje się coraz bardziej modny. Bogaci Europejczycy, mając powoli dość luksusowych hoteli, coraz częściej chcą powrotu do korzeni. Szukają miejsc, gdzie mogliby spędzić urlop w drewnianym domu, gdzie mogliby sami spróbować doić krowy, rąbać drzewo, kosić trawę, robić sery, wędliny itd. Dziś, w XXI wieku, zamożni ludzie są w stanie wydać grube pieniądze by spędzić tydzień w chałupie w górach z wychodkiem na zewnątrz !! A gdyby ich tak wziąć na tydzień tu, do Ochotnicy, pokazać im jak się pasło owce, przenocować w kolibie, zrobić z nimi parę kilometrów po górach, by potem, zmęczeni wędrówką zasiedli do oscypków, polskiej kiełbasy, chleba z pieca, prawdziwego mleka od krowy a nie z jakiegoś tam kartonika… To tylko snucie marzeń, ale nie jest to przecież zupełnie wyssane z palca. We wschodniej części naszego kraju tego typu agroturystyczne gospodarstwa działają, mają się całkiem dobrze a goście (głównie z Holandii i Niemiec) rezerwują miejsca na kilka miesięcy wprzód. Pomimo dwudziestego pierwsze wieku. Pomimo postępu…
Idźmy dalej – w Alpach wyjątkowo dba się o stare, regionalnej chałupy. Pisze się o nich w przewodnikach, dba o nie, pokazuje turystom. Stanowią chlubę swych wsi Czemu? Bo stare. U nas w Ochotnicy wali się dziś stuletnie domy. Czemu? Bo stare!
Absurd? Nie – smutna rzeczywistość.
Co więcej, na naszym polskim podwórku często się zdarza, że wznoszony na miejscu zwalonej chałupy nowy dom jest o wiele mniej ładny niż jego zburzony poprzednik. Spójrzmy na stojące dziś w Ochotnicy stylowe, regionalne domy. Każdy jeden wydaje się idealnie pasować do otoczenia, każdy wygląda jakby był nieodłącznym elementem danego miejsca. Czy można to samo powiedzieć o nowych domach ? Nie sadzę. Wiele z nich najzupełniej nie pasuje do miejsca w którym stoją, gryzą się ze swoim otoczeniem, nie ten styl, nie ten kolor. Często są one po prostu brzydkie. Czemu więc mieszkać w brzydkim, skoro można w ładnym ? W wielu regionach Alp już od dawna panują surowe przepisy regulujące charakter i wygląd zabudowy. Po prostu nie wolno budować innych domów niż stylowe. Czemu ? bo to psuje krajobraz i…. odstrasza turystów. A turyści to dochody zarówno dla ludzi, gmin jak i dla samego państwa. Czemu więc u nas miałoby się nie opłacać coś, co wszędzie się opłaca ? Że jest to możliwe niech może zaświadczyć położony tuż przy granicy ze Słowacją Chochołów. W Chochołowie zachowała się całkowicie drewniana i regionalna zabudowa wsi, będąca dziś pod ochroną konserwatora zabytków. Mieszkańcy przynajmniej raz do roku myją chałupy i od lat dbają o zachowanie góralskiego wyglądu najstarszej części wsi. Efekt ? Wieś objęta jest ochroną Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO i przyciąga setki turystów z całego świata. A przecież Ochotnica jest starsza niż Chochołów, leży w równie uroczym miejscu, zaś swą historią i kulturą śmiało może się z nim równać. Dodatkowo są jeszcze partyzanci, ślady po papieżu, jest Liberator, koliby, muzeum na Studzionkach. Jest się więc czym pochwalić przed światem. Czemu więc u nas miałoby się nie udać, skoro gdzie indziej się powiodło?
Takie przykłady można mnożyć. Widać więc, że postęp wcale nie musi oznaczać wyrzekania własnej tożsamości i odcinania się od korzeni. Okazuje się nawet, że postęp i rozwój mogą dbać o zachowanie lokalnej kultury i tradycji bo w efekcie zyskują na tym wszyscy. Również materialnie. Zresztą, kim będziemy gdy zapomnimy o naszych tradycjach i zwyczajach ? Nasz wielki i nieodżałowany papież, Jan Paweł II, powiedział kiedyś że jesteśmy wszyscy „odpowiedzialni za to wielkie kulturowe dziedzictwo któremu na imię Polska”. Czemu więc w Ochotnicy niszczymy dziś coś, co stanowi o naszej tożsamości a w przyszłości może rozsławić Ochotnicę i stać się dla nie prawdziwą kopalnią pieniędzy?
Oczywiście, nie chodzi o namawianie ludzi by rezygnowali z murowanych domów a budowali znów drewniane chałupy z wychodkami pod stodołą. Wszyscy wiemy, że domy murowane są tańsze w budowie i bezpieczniejsze. Chodzi o to by dbać o zachowanie regionalnego charakteru nowych budynków. A do tego wiele nie trzeba – wystarczy zbudować dom według tradycyjnych proporcji, dodać ganek, zaprojektować góralski dach, a w szczytach umieścić tradycyjne słonka. Można też iść dalej i wyszalować cały dom od zewnątrz, prosto lub w jodełkę, tak jak to było robione w starych chałupach. Niewielkie wydatki a budynek z miejsca zyskuje regionalny, ochotnicki charakter, dobrze wygląda na swoim miejscu i pasuje do okolicy.
Dzięki takim działaniom możemy uratować jedną z najcenniejszych wartości jakie przechowała Ochotnica – jej niepowtarzalną i indywidualną kulturę. To przecież między innymi wygląd wsi, która jest wspólnym domem swych mieszkańców, stanowi o jej tożsamości i unikatowym charakterze. Zawsze przecież była Ochotnica indywidualnością, nawet Niemcy, choć zajęli cały nasz kraj, najczęściej bali się tu zapuszczać, chyba że we wielkiej sile. Nie pozwólmy więc, byśmy dziś sami, własnymi rękami, burzyli to co nasi przodkowie tworzyli przez wieki. Dbajmy o nasze wspólne dobro i o zachowanie niepowtarzalnego charakteru królewskiej wsi Ochotnica.