Dawid Golik
Dnia 21 lutego 1947 we wsi Ostrowsko koło Nowego Targu wraz z nieliczną grupą podkomendnych został otoczony przez oddziały KBW, UB i MO mjr. Józef Kuraś ps. „Ogień”, dowódca największego na terenach b. województwa krakowskiego zgrupowania partyzanckiego. Nie mając możliwości odwrotu popełnił samobójstwo na strychu jednej z wiejskich chałup. Zmarł w nowotarskim szpitalu tuz po północy 22 lutego 1947 r.
Józef Kuraś „Ogień” nad Ochotnicą (sierpień – listopad 1946 r.)
Działalność najsłynniejszego dowódcy podziemia antykomunistycznego na terenie Ochotnicy
Sześcioletnia okupacja niemiecka odcisnęła się na Ziemi Nowotarskiej szczególnym piętnem, związanym zarówno ze zjawiskiem Goralenvolku, pacyfikacjami, jak i ze wzmożoną działalnością podziemnych organizacji oraz ich oddziałów partyzanckich. Rozpoczęta na początku 1945 r. ofensywa Armii Czerwonej stosunkowo łatwo odrzuciła broniące się na linii Dunajca i Popradu oddziały niemieckie i już 29 stycznia wojska sowieckie IV Frontu Ukraińskiego zajęły Nowy Targ. Linia frontu przesunęła się na zachód, zatrzymując się jednak aż do kwietnia 1945 r. w okolicach Lipnicy Wielkiej i Babiej Góry. Podhale i przylegające do niego Gorce były wolne pomimo tego, że wojna w Europie trwać miała jeszcze następne 4 miesiące.
To, co dla jednych oznaczało wyzwolenie, dla drugich okazać się miało kolejną okupacją. Kiedy 9 V 1945 r., w sowiecki „dzień zwycięstwa”, uroczyście ogłaszano kapitulację III Rzeszy i pokój w Europie, Gorce i Podhale stanowiły już obszar objęty „małą wojną”. Wiązało się to przede wszystkim z działalnością Józefa Kurasia „Ognia” , który stworzył pod swoim dowództwem najsilniejszy oddział partyzancki w południowej Polsce, skutecznie walczący z „władzą ludową” aż do lutego 1947 r.
„Ogień” był postacią bardzo barwną, wokół której na przestrzeni ostatnich 60 lat namnożyło się wiele, niekiedy sprzecznych ze sobą, opinii. Warto wspomnieć, że już 11 IV 1945 r. przeprowadził zbiórkę swoich ludzi na jednej z gorczańskich polan i rozpoczął walkę z komunistami. Do jego oddziału szybko dołączali następni. W niedługim czasie z niewielkiej grupy „Ognia” powstało Zgrupowanie Partyzanckie „Błyskawica” , liczące w drugiej połowie 1946 r. ponad 700 żołnierzy podzielonych na osiem kompanii.
Szczególne miejsce w zgrupowaniu zajmowała grupa sztabowa, dowodzona przez samego „Ognia”. Jej liczebność szacuje się w zależności od omawianego okresu na 25–60 ludzi, podzielonych na drużyny, którymi dowodzili zaufani oficerowie o dużym stażu partyzanckim. Sama grupa sztabowa pełniła dwojaką funkcję – z jednej strony ochraniała dowódcę zgrupowania, czyli Józefa Kurasia oraz jego kancelarię, z drugiej natomiast stanowiła zaplecze kadrowe dla poszczególnych kompanii. To tutaj właśnie decydowano o ruchach zgrupowania, redagowano ulotki i odezwy, kolportowane następnie na Ziemi Nowotarskiej i Podhalu. Z oczywistych względów sztab był również punktem kontaktowym dla rozbitych grup z terenu całego województwa. Operował przede wszystkim w Gorcach, kwaterując w leśnych obozach pod Turbaczem i Kiczorą lub w góralskich osiedlach.
Także Ochotnica zapisała się na kartach historii Małopolski jako wieś wyjątkowa. Już od 1943 r. ogniskowała się wokół niej działalność partyzancka. W bezpośrednim jej sąsiedztwie kwaterowały silne oddziały AK – OP „Wilk” (1943/1944) por. Krystyna Więckowskiego „Zawiszy” oraz oddział kpt. Juliana Zapały „Lamparta”, czyli IV batalion 1. pułku strzelców podhalańskich AK (Patrz artykuł „Armia Krajowa – 1 PSP, 1944 r.”). Żołnierze z tego ostatniego zamieszkiwali w różnych osiedlach Ochotnicy nieprzerwanie od lipca 1943 r. do stycznia 1945 r. We wsi przebywali też od jesieni 1944 r. partyzanci sowieccy ze zgrupowania ppłk. Iwana Zołotara oraz z oddziałów wywiadowczych kpt. Ludmiły Gordijenko „Tani” i płk. Afanasija Gładilina „Griszy”. Zaglądały tam też patrole z oddziału „Ognia”, obozującego wówczas pod Turbaczem.
Niemcy rzadko zjawiali się w zaszytej pośród lasów Ochotnicy, którą określali mianem „wsi bandyckiej” (Banditendorf). Mieszkańcy nowatorszczyzny nazywali ją natomiast „Wolną Republiką Ochotnicką”. Sytuacja taka spowodowała, że okupacyjne władze postanowiły ukarać niepokorną wieś. W październiku 1944 r. została wysłana tam karna ekspedycja wojska i policji, której połączone siły partyzantów polskich i sowieckich stawiły czoła w trzydniowej bitwie (18–20 X 1944 r). Niemcom nie udało się rozbić partyzanckich baz, zaś sama wioska nie poniosła wówczas znacznych strat. Niestety ostatecznie okupanci zemścili się na mieszkańcach Ochotnicy, dokonując 23 XII 1944 r. brutalnej pacyfikacji, która przeszła do historii pod nazwą „krwawej wigilii” (Patrz artykuł „Krwawa wigilia i jej sprawcy”). W wyniku sprowokowanej przez partyzantów sowieckich akcji, śmierć poniosło 50 mieszkańców Ochotnicy Dolnej, a spaleniu uległo wiele zabudowań w centrum wsi.
Do Ochotnicy grupa sztabowa „Ognia” trafiła 1 VIII 1946 r., wybierając na stały obóz dom Jana Wójciaka Pod Magurką w potoku Jaszcze. Nie znaczy to jednak, że wcześniej do tej wsi nie zaglądała. Specyfika wojny partyzanckiej w Gorcach powodowała, że patrole zgrupowania raz po raz wysyłane były w inne rejony, posiadały też w każdej góralskiej wiosce swoich współpracowników. Już na początku swojej działalności, w kwietniu 1945 r., Kuraś zdołał skłonić złożony przede wszystkim z mieszkańców Ochotnicy posterunek MO do dezercji i stawienia się w pełnym uzbrojeniu w obozie oddziału, który mieścił się wówczas na polanie Zielenica nad Ostrowskiem. Po obławie NKWD na ten obóz, która miała miejsce 28 kwietnia, milicjanci powrócili do Ochotnicy i byli poszukiwani przez UB. Część z nich aresztowano, żaden jednak nie trafił do więzienia. W większości utrzymywali oni nadal kontakty z „ogniowcami”, nie wchodząc jednak w skład zgrupowania.
Jakiś czas później (najprawdopodobniej na początku 1946 r.), tym razem na terenie Ochotnicy Górnej, w osiedlu Forendówki, „Ogień” i jego ludzie przejęli ukryty w styczniu 1945 r. przez oddział AK kpt. Juliana Zapały „Lamparta” magazyn broni i amunicji. Znajdowały się w nim m. in. 3 działka wymontowane z wraku amerykańskiego bombowca B-24 Liberator (patrz artykuł „Katastrofa Liberatora”), który rozbił się w grudniu 1944 r. nad Ochotnicą, oraz spora ilość innej broni i amunicji. Z wizytą tą łączy się również relacja o zabójstwie brata „Lamparta” – Franciszka Zapały, który po wskazaniu miejsca zakopania broni, w nieznanych bliżej okolicznościach, został zastrzelony przez „ogniowców”. (Na temat dokładnej daty oraz okoliczności śmierci Franciszka Zapały brak jest wiarygodnych źródeł. Miał on wskazać miejsce ukrycia broni, po czym zastrzelono go przed domem Jurkowskich we Forendówkach. U „Ognia” i w materiałach UB pojawia się pod pseudonimami „Niedźwiadek” i „Przybytek”).
„Ogień” nie był też pierwszym partyzantem kwaterującym na Magurkach. Miejsce to na przełomie października i listopada 1944 r. wykorzystywał już IV batalion 1. psp AK, czyli oddział partyzancki wspomnianego Juliana Zapały „Lamparta”. Jednak wtedy dom i stajnię Wójciaka Pod Magurką zajmowali szeregowcy, natomiast sztab mieszkał w pobliskim osiedlu Za Groniówką u Jana Hubiaka.
Grupa, którą w lecie 1946 r. dowodził osobiście Józef Kuraś, liczyła kilkudziesięciu doskonale uzbrojonych żołnierzy. Sam „Ogień” z najbliższymi współpracownikami mieszkał w domu Wójciaka, gdzie otrzymał osobny pokój służący za kancelarię oddziału. Inni partyzanci spali w pobliskich stajniach i kolibach, a większa ich grupa, stanowiąca bojowe zaplecze sztabu, miała, wedle relacji mieszkańców Ochotnicy, kwaterować na oddalonej nieco od Magurek polanie Szlagowa. Jednocześnie na terenie Forendówek ukrywali się teściowie „Ognia” oraz jego żona – Czesława z domu Polaczyk.
Zaznaczyć należy, że obecność partyzantów i „Ognia” Pod Magurką nie była tajemnicą. Wiedzieli o tym mieszkańcy Ochotnicy Górnej i niemal wszyscy przyjmowali „ogniowców” życzliwie. O tym, że w roku 1946 Ochotnica stanowiła, podobnie jak podczas okupacji niemieckiej, obszar opanowany przez „leśnych”, wspominał również po latach działacz PPR z Nowego Targu, Eugeniusz Wojnar. Partyzanci budzili wśród ludności dość duże zaufanie, natomiast fakty takie jak wykonywanie wyroków śmierci i nakładanie kontrybucji, nie wydawały się nikomu czymś dziwnym lub karygodnym, a jedynie bezpośrednią kontynuacją metod stosowanych przez podziemie już podczas okupacji niemieckiej. Często zdarzało się, że żołnierze „Ognia” rzeczywiście wcześniej działali na tym terenie, należąc do BCh lub AK i byli dobrze znani przez miejscową ludność. Duża część z nich pochodziła z sąsiednich wiosek (Waksmund, Ostrowsko), a w Ochotnicy miała swoje rodziny i znajomych. Nie znaczy to jednak, że „ogniowcy” czuli się Pod Magurką w pełni bezpieczni. Ciągle zagrażały im donosy i sprowokowane nimi obławy przeprowadzane przez UB, MO i KBW. Dlatego też podejść do sztabu w domu Wójciaka broniły aż trzy pierścienie wart, które do środka przepuszczały tylko bliskich znajomych i współpracowników. Zdarzało się tak, że patrol nie wpuszczał kogoś do obozu i dopiero potrzebna była interwencja Wójciaka u samego „Ognia”, by ten ktoś mógł Pod Magurki przyjść.
Część ludności utrzymywała z partyzantami także bliższe kontakty. Z oddziałem współpracowało wielu mieszkańców Ochotnicy. Oprócz wspominanej już kilkakrotnie rodziny Jana Wójciaka, dużą rolę w życiu obozu odgrywali też bracia Dolińscy – Franciszek, Wojciech i Jakub, z osiedla Za Holiną, położonego w pobliżu Magurek. Często kwaterowali u nich partyzanci, a Dolińscy wywozili zakupione lub zarekwirowane w spółdzielniach towary do ich obozu. Innym, wieloletnim współpracownikiem oddziału, był gajowy Franciszek Szlaga zwany „Mientką” z Forendówek, a także gospodarz Polaczyk, spokrewniony z teściami Józefa Kurasia. Funkcje łączników pełnili m.in. Jan Jaróg, Leon Chlebek oraz Franciszek Cebula. Doraźnie korzystano też z pomocy innych górali – przy przenoszeniu meldunków i zapewnianiu kwaterunku.
To, że Magurki wybrane zostały na obóz, nie zmieniało faktu, że cały oddział pozostawał mobilny. Józef Kuraś często przebywał poza Ochotnicą, wielokrotnie zmieniały się też osoby kwaterujące w siedzibie sztabu. „Jedni przychodzili, drudzy odchodzili” – wspominała Maria Królczyk. Przy samym dowódcy było ich niewielu. Wszyscy codziennie rano stawali w szeregu przed domem i modlili się. „Ogień” był religijny. Partyzantów spowiadał proboszcz Ochotnicy Górnej ks. Józef Śledź. Poza tym życie oddziału toczyło się własnym rytmem. Żołnierzy wysyłano na patrole do okolicznych wsi, przybywali też gońcy z meldunkami od innych podległych „Ogniowi” kompanii zgrupowania. Jednocześnie nakładano kontrybucje na współpracowników bezpieki i na tych, którzy zapisali się do PPR. W ostateczności groził im nakaz opuszczenia miejsca zamieszkania lub wyrok śmierci. Lato 1946 r. było kulminacyjnym okresem działalności bojowej zgrupowania i całe Podhale liczyło się z wyrokami wydawanymi przez Józefa Kurasia. Wielu okolicznych górali przychodziło też do niego, by rozstrzygał lokalne spory.
W tym też czasie „ogniowcy” dokonali brawurowego rozbicia więzienia Św. Michała w Krakowie, uwalniając z niego 64 osoby. Akcję przeprowadziła 18 VIII 1946 r. grupa krakowska zgrupowania (6. kompania) pod dowództwem Jana Janusza „Siekiery”. Doszło do niej w biały dzień, we współdziałaniu z dwoma strażnikami, którzy dostarczyli więźniom broń. Z zewnątrz akcją dowodził „Siekiera”, natomiast wewnątrz organizował wszystko akowiec z okolic Tarnowa – Bolesław Pronobis „Ikar”. Przy pomocy dostarczonej broni więźniowie rozbroili pilnujących ich strażników i bez jednego wystrzału zajęli niemal całe, znajdujące się w centrum miasta więzienie. Po otwarciu bramy większość uwolnionych rozbiegła się po mieście natomiast około 30 osób pod dowództwem „Ikara” podstawioną przez „ogniowców” ciężarówką odjechało w kierunku Miechowa, mijając po drodze gmach WUBP przy Placu Inwalidów.
11 IX 1946 r. trafili oni w Gorce. Kiedyś przyszła do „Ognia” grupa uciekinierów z więzienia. Około trzydziestu. Strasznie nie mogli się dogadać. Kilku przystąpiło do oddziału, inni nie mogli się zdecydować – opowiadała Maria Królczyk. Było ich dokładnie 24 – na czele z Pronobisem, który chciał utrzymać dowództwo nad swoją grupą, tylko formalnie podporządkowując się „Ogniowi”. Kuraś miał w stosunku do nich inne plany – nie chciał się zgodzić na powstanie nowego oddziału, złożonego jedynie z uwolnionych więźniów i zamierzał ich rozesłać do poszczególnych kompanii. „Ikar” w takich okolicznościach poprosił o możliwość opuszczenia zgrupowania. „Ogień” uszanował jego decyzję i w celu zapewnieniu mu bezpiecznego powrotu wyposażył go w sumę 10 000 zł..
Na Magurkach Józef Kuraś spotkał się również z wysłanym specjalnie w tym celu łącznikiem II Korpusu Polskiego – Andrzejem Gocem „Szponem”. Był on postacią szczególną, ponieważ podczas okupacji służył w szeregach oddziału partyzanckiego AK kpt. „Lamparta”, później zaś ,po przedostaniu się na Zachód i przeszkoleniu w ośrodku II Korpusu we włoskiej miejscowości Barletta, ponownie trafił na Ziemię Nowotarską, którą znał bardzo dobrze. W sierpniu i wrześniu 1946 r. trzykrotnie rozmawiał z „Ogniem”, przekazując mu przesyłki kurierskie.
Ważnym aspektem działalności oddziału były wyroki śmierci wydawane przez „Ognia” na współpracownikach i funkcjonariuszach UB. Podczas pobytu Pod Magurką wykonano ich kilka. W swoim podręcznym notatniku Kuraś zapisał pod datą 12 VIII 1946 r. wyrok na Alojzym Piotrowskim z UB Katowice, wykonany w Ochotnicy. Pod datą 28 sierpnia jest też zapis o zastrzeleniu Jana Waśniowskiego, konfidenta UB z Katowic, oraz Aleksandry Borkenhage. Oboje przed śmiercią odmówili zeznań. Również dla zdrajców, którzy zdezerterowali z oddziału i podjęli współpracę z UB, litości nie było. Los jednego z nich, NN ps. „Murzyn”, dopełnił się na oczach Marii Królczyk, mieszkanki Ochotnicy. Jak wspominała, podkreślając przy tym, że jej zdaniem „Ogień” był stanowczy, ale nie okrutny, ujęty przez partyzantów zdrajca poddany został twardemu przesłuchaniu, po którym zaprowadzono go do lasu i tam zlikwidowano.
25 IX 1946 r. jedna z kompanii zgrupowania „Ognia” pod dowództwem Kazimierza Paulo „Skały” zaatakowała placówkę MO w Tymbarku. Atak nie powiódł się, a wezwani na pomoc przez broniących się milicjantów żołnierze KBW, jeszcze tego samego dnia wytropili grupę „ogniowców” i podczas walki wzięli do niewoli dwóch partyzantów – Antoniego Szczerka „Stefana” oraz Franciszka Śmieszka „Głaza”. Ten ostatni najprawdopodobniej zgodził się wskazać miejsce stacjonowania „Ognia” nad Ochotnicą. 29 IX 1946 r. na kilku ciężarówkach przyjechało do wsi wojsko i od strony Forendówek wysłało patrole w kierunku Magurek. Warto przytoczyć tu fragment meldunku specjalnego Szefa WUBP Kraków, kpt. Jana Olkowskiego do MBP w Warszawie z 12 X 1946 r. relacjonujący całą akcję:
„Dnia 29. IX. 1946 r. WBW stacjonujące w Nowym Targu przeprowadziło akcję w okolicy miejscowości Ochotnica Górna pow. Nowy Targ przeciwko bandzie „Ognia“. Pierwsza grupa żołnierzy składająca się z 15-tu ludzi natknęła się na grupę bandytów pod szczytem góry Ochotnickiej [Magurek] gdzie po krótkiej walce zostało zabitych przez bandę 2 żołnierzy z Batalionu Operacyjnego WBW Kraków, a to 1. Rozalski Marian ur. 18. IV. 1925 r. 2. Kubiaczyk Tadeusz ur. 23. X. 1922 r. Bandyci ofiar nie ponieśli żadnych ani też nie zdołano schwytać żadnego ponieważ teren był górzysty i zarośnięty gęstym lasem. Pościg za bandą nie udał pozytywnego rezultatu.“
W rzeczywistości walka wyglądała nieco inaczej. Żołnierze KBW nie wiedzieli najprawdopodobniej gdzie dokładnie szukać obozu „Ognia” i początkowo trafili do osiedla Za Holiną, gdzie rozlokowali całą grupę wraz z radiostacją. Nie zdawali sobie sprawy z bliskości sztabu zgrupowania. Oczywiście o przybyciu wojska do wsi bardzo szybko partyzantów poinformowano – zrobił to jeden z braci Dolińskich. Meldowały też o tym patrole rozlokowane od Magurek po polanę Szlagową. Na jeden z tych patroli natknęli się żołnierze KBW i w trakcie wymiany ognia dwóch z nich zostało zabitych. Do strzelaniny doszło w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla Za Holiną, co spowodowało panikę w szeregach wojska, które szybko wycofało się do centrum Ochotnicy. Na wieść o akcji Kuraś zarządził ewakuację obozu – partyzanci zabrali ze sobą broń oraz najpotrzebniejsze rzeczy i udali się w góry. Wójciakom kazano ukryć to, czego „ogniowcy” nie zdążyli zabrać. „Została między innymi maszyna drukarska [maszyna do pisania] i czapka „Ognia”. Ojciec zakopał je na skraju lasu – pod wykrotem. Gdy już wszystko było uprzątnięte zauważyliśmy leżącą w kącie pokoju „Ognia” taśmę amunicyjną” – wspominała Maria Królczyk. Mało prawdopodobne są też podawane przez Szefa WUBP w Krakowie informacje o rzekomym pościgu za partyzantami. Dementują je mieszkańcy Ochotnicy, a ważnym świadectwem jest fakt, że tego dnia wojsko nie trafiło Pod Magurki, nikt też nie został aresztowany.
Grupa sztabowa z „Ogniem” na czele udała się do wsi Lubomierz – Rzeki, ale po kilku dniach powróciła w rejon Ochotnicy, najprawdopodobniej korzystając ze swojego leśnego obozu pod Kiczorą. Patrole partyzanckie nadal pojawiały się we wsi. Maria Szlaga tak wspomina wydarzenie z pierwszych dni października:
„Pasłam razem z siostrą Staszką krowy w Certezie [polana w pobliżu osiedla Za Holiną] i przyszli do nas Wojtek i Franek Dolińscy, przyprowadzając ze sobą dwóch partyzantów. Przynieśli litr wódki, zaczęli śpiewać. Później przyłączyła się do nas jeszcze Kaśka Lupula. […] W sobotę była u nas w Jamnym zabawa, na której byli też chłopcy z Za Holiny. Wtedy ostatni raz widziałam Wojtka i Franka, bo w poniedziałek już przyszło do nich wojsko.”
7 X 1946 r. w osiedlu Za Holiną znowu zjawiło się KBW. Obstawiło cały przysiółek – ze wsi przyprowadziło dwóch braci Dolińskich, a trzeciego aresztowało na miejscu. Zatrzymano też sąsiada Dolińskich, Franciszka Cebulę. Rozpoczęło się brutalne śledztwo – każdego z aresztowanych przesłuchiwano oddzielnie. Najmłodszy – Jakub Doliński był przesłuchiwany w mieszkaniu, a jego bracia – jeden w stajni Dolińskich, a drugi w stajni Cebulów. Franciszka Cebulę przesłuchiwano najprawdopodobniej w jego własnym domu. Jednocześnie na teren przysiółka nikogo nie wpuszczano, zaś mieszkańcy zamknięci byli w jednej izbie.
„Kuba opowiadał, że ich strasznie bili. Jego braciom wkładali ziemniaki do ust, żeby nie krzyczeli. Ciągle pytali, gdzie jest banda. Wojtek i Franek nie chcieli mówić, więc zamęczyli ich na śmierć, a zwłoki wyrzucili przed chałupę. Obaj mieli połamane ręce i nogi. Mówili Kubie, że skończy jak oni.”
Franciszek Cebula i Jakub Doliński zgodzili się złożyć zeznania, a ten ostatni miał zaprowadzić ekspedycję KBW do obozu „Ognia” w górach. Wyprawa wyruszyła następnego dnia. Około 100-osobowa grupa żołnierzy prowadziła skutego Dolińskiego w kierunku Kiczory. Tuż przed celem wyprawy, na Jaworzynie Kamienickiej, ten krzyknął: „Tu jest banda!” i uciekł do lasu. Miał poluzowane kajdanki, dzięki czemu mógł uwolnić jedną rękę i próbować ucieczki przez gęstwinę. Zdezorientowani ubecy nie zdołali go zatrzymać. W swoim notatniku „Ogień” zapisał pod datą 7 X 1946 r.: „Aresztowanie Dolińskich, Kuba, Franek, Wojtek, UB zamordowało Wojtka i Franka, Kuba uciekł na Jaworzynie”. Po swojej ucieczce Doliński trafił na osiedle Skałka, do zabudowań Józefa Szlagi, gdzie go rozkuto. Później ukrywał się w szopach i kolibach, aż do amnestii w lutym 1947 r. (Relacja Leona Chlebka z 9 VIII 2005 r.; Relacja Anieli Kłak z sierpnia 2003 r.; Relacja Marii Królczyk z lipca 2002 r. Według przekazanych autorowi (innej – przyp. W.M.) relacji nieżyjącego już żołnierza KBW, grupą, która trafiła Za Holinę, miał dowodzić oficer o nazwisku Olejniczak. To właśnie on wykazywał się w trakcie śledztwa szczególnym okrucieństwem (bicie drewnianym drągiem i zamoczonym w wodzie workiem z mąką), a następnie po zabiciu braci Dolińskich oddał do ich zwłok kilka strzałów z pistoletu, aby można było napisać w raporcie, że zostali zastrzeleni w czasie ucieczki. Z tego samego źródła pochodzi przekaz o ucieczce Jakuba Dolińskiego, któremu to kajdanki poluzować miała idąca z wojskiem kobieta, najprawdopodobniej sanitariuszka).
Znamienne jest to, że w raportach KBW pokazano morderstwo w zupełnie innym świetle, sugerując w meldunku zwiadowczym, że Franciszek i Wojciech Dolińscy byli żołnierzami „Ognia” i zginęli w walce z ekspedycją. Nadano im także, podobnie jak aresztowanym Jakubowi Dolińskiemu i Franciszkowi Cebuli, pseudonimy, których najprawdopodobniej w rzeczywistości nigdy nie posiadali, będąc tylko współpracownikami zgrupowania.
19 XI 1946 r. do Ochotnicy Górnej został wysłany patrol egzekucyjny z 1. kompanii Jana Batkiewicza „Śmigłego”, w celu znalezienia współpracowników UB odpowiedzialnych za śmierć braci Dolińskich. Według partyzanckich ustaleń mieli być nimi sąsiad zabitych z osiedla Za Holiną Franciszek Szlembarski (o przezwisku „Gwint”) oraz Franciszek Rungier, u którego pracowali Dolińscy. Obu tego samego dnia zastrzelono. Nie odnaleziono dotychczas w materiałach UB żadnych notatek świadczących o ich współpracy z bezpieką. Wyrok śmierci, podobnie jak i inne wyroki wydawane w tym okresie przez podziemie, zapadł na podstawie doraźnie zebranych przez „ogniowców” informacji i wywiadu wśród mieszkańców Ochotnicy. Franciszek Szlembarski wskazany został z uwagi na to, że miał reputację złodzieja i praktycznie jako jeden z niewielu mógł wiedzieć, gdzie Dolińscy trzymają schowaną broń i amunicję, którą znalazło w trakcie rewizji UB. Franciszek Rungier był zaś postacią o bardziej złożonej biografii. W czasie wojny był pracownikiem gminnym w Ochotnicy Górnej, czym niezbyt dobrze zapisał się w pamięci wielu mieszkańców. Nie żył skromnie, brał podobno łapówki za skreślenie z listy wywozowej na roboty przymusowe. Z drugiej jednak strony w 1943 r. jego dom stał się skrzynką kontaktową dla tworzącego się wówczas w Gorcach oddziału partyzanckiego „Lamparta”. Rungier otrzymał wtedy od AK pseudonim „Łosoś”. Mariaż z podziemiem zakończył się wraz z końcem okupacji hitlerowskiej. Jak to określił jeden z byłych partyzantów z tego terenu: „Rungier zawsze pływał – jak Niemcy się kończyli to przystał do AK, jak przyszli komuniści to zaczął trzymać z nimi” . W podobnym tonie sformułowana jest wypowiedź samego „Lamparta”, który w meldunku z czerwca 1945 r. do dowódcy rozformowanego już wówczas 1. psp AK pisze, że „Rungier odpowiada, że jak się ktoś z naszych ludzi pokaże w Ochotnicy to każe aresztować, dowiaduje się o meliny z bronią, a mnie jak by mnie dostał to ma pasy drzeć” . Jedna z teorii głosi, że pracujący u Rungiera w lesie Wojciech i Franciszek Dolińscy, od momentu pojawienia się Pod Magurką partyzantów „Ognia” przestali przychodzić „do roboty”, a on z tego powodu doniósł na nich do UB. Sam jednak Jakub Doliński do końca życia nie był w pełni przekonany, że to właśnie ci dwaj poinformowali władzę o ich kontaktach z partyzantami. Wiadomo na przykład, że w lutym 1945 r. w notatkach PUBP w Nowym Targu na temat Ochotnicy pojawia się wzmianka, że Franciszek Doliński przechowuje u siebie broń. Świadczy to o tym, że już wtedy na terenie wsi działali niezidentyfikowani dotychczas informatorzy UB.
Jakub Doliński ujawnił się po amnestii w 1947 r., następnie zaś wyjechał na Ziemie Zachodnie. Po aresztowaniu w 1947 r. Leona Chlebka okazało się, że broń, którą u niego znaleziono pochodziła właśnie od Dolińskiego. UB nie zdołał jednak zlokalizować wówczas jego miejsca zamieszkania, dzięki czemu uniknął aresztowania. Później powrócił z zachodu i aż do śmierci w 2000 r. mieszkał Za Holiną w Ochotnicy Górnej.
Leon Chlebek, któremu w październiku 1947 r. odebrano dwa pistolety, został skazany wyrokiem WSR w Krakowie na 7 lat więzienia. Na wolność wyszedł w roku 1953. Działający razem z nim informator zgrupowania Jan Jaróg był poszukiwany przez UB i ukrywał się na Dolnym Śląsku.
Franciszek Cebula został po aresztowaniu skazany na dożywotnie więzienie. Jego brat Józef Cebula, z jednej strony utrzymujący kontakty z oddziałem partyzanckim „Wiarusy”, z drugiej mający nie najlepszą opinię pośród mieszkańców Ochotnicy, został w listopadzie 1947 r. pochwycony przez żołnierzy placówki KBW w Ochotnicy Górnej. Po kilku dniach znaleziono go powieszonego na drzwiach aresztu.
Gajowy Franciszek Szlaga „Mientka” ujawnił się wraz ze swoją żoną w marcu 1947 r. W późniejszych latach udzielał pomocy oddziałowi partyzanckiemu „Wiarusy”, za co trafił do więzienia.
Pod koniec listopada 1948 r. do domu Jana Wójciaka przyszło kilku funkcjonariuszy UB. Kazali pokazać gdzie jest zakopana maszyna do pisania i rogatywka „Ognia”. Po odkopaniu tych rzeczy zabrali go ze sobą do Nowego Targu. Po kilku dniach został jednak wypuszczony, gdyż UB zamierzało wykorzystać go jako agenta. W znanych autorowi dokumentach nie figuruje on jednak jako współpracownik UB, nie wiadomo więc czy próba werbunku zakończyła się sukcesem. Ostatni bezpośredni świadek pobytu „Ognia” Pod Magurką, córka Jana Wójciaka – Maria Królczyk zmarła w 2003 r.
Dawid Golik „Józef Kuraś „Ogień” nad Ochotnicą (sierpień – listopad 1946 r.)” Zeszyty Historyczne WiN-u, nr 25/2006 Zamieszczono za zgodą Autora